wow.
dlugo mnie tu nie bylo...
duzo sie dzialo...
Zaczynajac od poczatku.
Przyjalem prace w Kopenhadze. Na start polecialem do Danii na spotkanie z nowym pracodawca oraz omowienie wszelkich zasad naszej najblizszej wspolpracy. Te 4 dni uplynely pod znakiem smutku, placzu i zalamania nerwowego. Niestety.... Nie potrafilem sobie poradzic z pewnymi rzeczami jakie pozostaly w Polsce. Np klotnia przed wyjazdem. Oprocz zalamania spowodowanego niejasnosciami w zwiazku pojawil sie takze problem hotelu (a raczej celi wieziennej) oraz kasy, ktora nie wplynela na czas na me konto. Zreszta problem kasy przejawial sie od tego momentu w wiekszosci moich wyjazdow.
Po powrocie z Kopenhagi kryzys w zwiazku przyjal dziwna postac. Mielismy sie rozstac. A raczej zrobic sobie przerwe spotykajac sie w miedzyczasie z innymi. Ja nie zgodzilem sie na taki obrot rzeczy. Postanowilem 'woz albo przewoz'. Nie potrafie robic sobie przerwy w zwiazku, skakajac w bok a po jakims czasie jak mi sie znudzi albo stwierdze, ze rzeczywiscie to co bylo to wlasnie 'to' wroce i powiem 'sprobujmy raz jeszcze'. Postanowilem sie spakowac i w trybie natychmiastowym sie wyprowadzic. Pakowanie nie trwalo zbyt dlugo.... Zdecydowalismy jednak, po wyczerpujacej rozmowie, ze zwiazek jest najwazniejszy i wszystko co jest dookola niego nie ma znaczenia....
Z takim przeswiadczeniem ruszylem w kolejne podroze. 3 dni w Estonii, 10 w Francji. Milosc kwitla, kazdy wyjazd byl dla mnie ciezka proba, placz i kolejne zmeczenia organizmu spowodowane rozlaka nie dawaly mi spokoju. Wewnatrz czulem, ze cos jest nie tak. W pewnym momencie stwierdzilem, ze nie potrafie tak zyc, ze rzucam prace, bo predzej czy pozniej skonczy sie to wariatkowem. Maciek powiedzial mi wtedy, ze nie ma to sensu, bo skoro sie zdecydowanel to mam to kontynuowac. Jakze bylo to dziwne dla mnie uslyszec. Bo przeciez on jako jedyny odradzal mi ta prace, mowiac, ze zyc na odleglosc sie nie da. Wlasnie wtedy zaczalem sie zastanawiac. Stwierdizlem, ze cos musi byc nie tak, cos nie gra!!!
Po powrocie z Francji przez przypadek dowiedzialem sie, ze jestem oszukiwany. Dosc dlugo. Romanse, mile smsy z innymi, zdjecia, wspolne wieczorne wyjscia podczas moich podrozy. Czytajac te wszystkie maile, na ktore przypadkiem natrafilem, czulem obrzydzenie, niechec, zlosc!!! Jeszcze nigdy nikt tak mnie nei zranil. Wiem, ze mialem swoje na sumieniu.... ale jak sie okazalo nie ja bylm pierwszy. Choc tak bardzo obwiniany. Ba... sam siebie obwinialem, ze jak moglem byc tak zlym czlowiekiem, oszukujac kogos....
Od tego momentu probujemy naprawiac to co bylo.... Tak tak, wybaczylem. W koncu mi tez wybaczono... ciezko jest nie powiem, ze nie... tym bardziej, iz dawni adoratorzy znow sie zaczeli pojawiac w zdjeciach z przeszlosci oraz smsach o tresci 'tesknie'. I ponoc to nie jego wina, ze dalej te smsy dostaje.... Ponoc nie... choc z drugiej strony wszystkiemu mozemy zaradzic... Prawda?? Mozemy zrobic wszystko, aby dawne historie nie wracaly.... Wystarczy chciec....
Oby te checi z mojej jak i drugiej strony trwaly jak najdluzej. Bo nie chce juz klotni, starc, placzu.
Chce normalnie pojechac do Kopenhagi, Paryza czy Kijowa z mysla, ze osoba, ktora zostala tu w Polsce czeka i jest... tylko dla mnie!!!! Ale czy moge miec tego pewnosc??
środa, 14 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz