Moje zdjęcie
pasjonat gotowania. samouk.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

"A single man" T. Ford



Tom Ford, legendarny projektant Gucciego, debiutuje w potrójnej roli: reżysera, scenarzysty i producenta. Połączenie ryzykowne, zwłaszcza znając czysto epikurejskie zapędy autora, ale Ford nawet przez chwilę nie pozwala zwątpić w swe umiejętności. "A Single Man" - historia profesora-geja, który zmaga się z bólem po stracie ukochanego partnera, to kino spektakularne, ale niespieszne, wręcz osobiste. Wstrzemięźliwa epika opiera się przede wszystkim na pieczołowicie rozplanowanych, surowych kadrach. To perfekcyjna, przypominająca ruchomy obraz ekspozycja, w której każdy kolor, dźwięk i słowo są na swoim miejscu. Tocząca się w latach 60-tych akcja uzupełnia ją o nieokreślony smutek, niepokój.
George (Colin Firth) jest zamożnym profesorem, którego ułożone życie przerywa śmierć długoletniego partnera (Matthew Goode). Nie mogąc odnaleźć się w nowej codzienności, George postanawia zakupić naboje do swego rewolweru. Fabuła rozrzucona została wokół pojedynczego dnia (nie licząc retrospekcji), który rozpoczyna od rytuału porannego (garderoba, śniadanie), a kończy na rytuale wieczornym (pedantycznie przygotowane samobójstwo). Czy pomiędzy tymi dwoma aktami wydarzy się coś, co zmusi George'a do zmiany decyzji? Ford konfrontuje swego bohatera ze znaną, jak i zupełnie nową rzeczywistością: pogawędka z przyjaciółką Charlotte (Julianne Moore), fascynacja nowym studentem, spontanicznie napotkany nieznajomy. (ifo: Stopklatka)

Brak komentarzy: