W końcu się zmusiłem do obejrzenia filmu "Rewers" B. Lankosza. Pytanie dlaczego dopiero teraz i dlaczego wcześniej się broniłem? Oczywiście ze względu na M. Dorocińskiego. Jakoś nie przekonują mnie filmy, w których ciągle gra jeden i ten sam aktor, lansowany przez wszystkich na okrągło. I nie jest to kwestia talentu, bo nie mnie go oceniać. To chyba raczej kwestia komercyjności... No ale nie o tym mowa. Poza tym, nie do końca przemawiają do mnie filmy stylizowane. W tym przypadku przenosimy się w lata 50. XX wieku wiec jakby nie było film czarno-biały. Uuuuuu...ciężko!
"Zmuszony"przez Maćka z lekko sceptycznym podejściem zasiadłem w poniedziałek przed telewizorem.
Półtorej godziny później wstałem lekko poirytowany. Dlaczego reżyser tak spieprzył zakończenie?? Dlaczego na końcu pojawia się z przysłowiowej "dupy" utwór Niny Simon?? Mimo to niewiarygodnie interesujący a co najważniejsze wciągający. Kompletny, osadzony w temacie od początku do końca. Lekko nie obliczalny a zarazem zabawny. Świetny pomysł i dobre wykonanie. Chwilami lekko amerykański (np. wątek gejowski). I co najważniejsze (dla mnie) z drugoplanowym, mimo wszystko, udziałem M. Doroszyńskiego. Uffff... Dziękujemy Ci Maćku za "zmuszanie". Niekiedy jak widać jest konieczne!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz