Moje zdjęcie
pasjonat gotowania. samouk.

wtorek, 9 listopada 2010

Lecimy do Indii!

24 stycznia 2011 roku. Goa. Sesja spring summer 2011 TIFFI.
Na bogato!!!
aaaaaaaaaaaaaaaa

http://goa.park.hyatt.com/hyatt/hotels/index.jsp?null






poniedziałek, 11 października 2010

Lisboa Fashion Week- Lukasz Jemiol

Wczoraj na Lisbońskim Tygodniu Mody miała miejsce niewiarygodna rzecz. Swoją pierwszą kolekcję na międzynarodowej scenie zaprezentował mój najlepszy przyjaciel, Łukasz Jemioł. Podczas ostatniego FW w Łodzi został zaproszony jako jedyny projektant z Polski, aby zaprezentować swoją kolekcję SS 2010, właśnie w Lisbonie, podczas tamtejszego tygodnia mody.
Główną cechą tej kolekcji jest lekkość. Dzięki użytym materiałom (głónie jedwab, dzianina) ubrania sprawiały wrażenie jakby płynęły, a modelki chodziły po wybiegu  niczym syreny wyłaniające się z dna oceanu.
 Jest to bardzo nowoczesna kolekcja pełna lekkich upięć, asymetrii. Długie powłóczyste suknie oraz spódnice, jedwabne płaszcze, marynarki powlekane organzą to tylko niektóre jej elementy. Jak dla mnie, to chyba najlepsza jego kolekcja. Dzieki Bogu, pokazywana na międzynarodowej imprezie. Bardzo spójna, dojrzała. Piękna.
Juz się nie mogę doczekać, aż w końcu zostanie zauważony i otworzy swój pierwszy paryski butki... ktorego oczywiscie zostanę Dyrektorem ds. aranzacji przestrzeni sklepowej :P
Gratuluję Carrie!!

sobota, 2 października 2010

Dries Van Noten- spring summer 2011

To chyba mój najbardziej ulubiony pokaz jak do tej pory na sezon wiosna lato 2011. Zawsze miałem ogromny szacunek do Driesa Van Noten za jego podejscie do mody. Niby casual ale z pewną dozą ekstrawagancji. Nazwałem  go nawet luksusowym casualem. Pełnym małych detali, które powoduję, iż kolekcja nabiera zuełnie innego charakteru.
Tym razem było podobnie. W kolekcji  wiosenno-letniej na rok 2011 to właśnie detal jest najważniejszy. Przepiękne tkaniny- jedwab, organza, futro, jeans. Pajety, z któych projektant robi płaszcze, żakiety czy nawet spodnie. Farbowane jedwabie, spódnice z dołu koszuli, marynarki ogromne jakby zabrane zawodnikom ligi baseball, spierane jeansy oraz żakiety. Tu wszystko jest spójne, nie ma rzeczy, która w jakiś sposób odbiega od całości. To przepiękna kolekcja, która w połączeniu z wnętrzem oraz z muzyką wprowadza nas w magicznie niezwykły świat. Przeperła.

jedz, módl się, kochaj


byłem właśnie w kinie. "jedz, módl się, kochaj". bardzo plastyczny film. bardzo ładny.
i jak dla mnie bardzo rzeczywisty. Już dawno nie czułem się tak zintegrowanym z bohaterem jak tym razem. To jest niewiarygodne, że w pewnych momentach naszego życia trafiamy takie sytuacje, które pomagają nam w podejmowaniu pewnych decyzji. uzmysławiają nam pewne rzeczy , otwierają oczy. uczą.
Tak było właśnie tym razem. Właściwy film we właściwym momencie życia.
Choc to tylko film, poczułem, że jestem jego częścią -jego śwata. Częscia zycia głównej bohaterki. Jej przeżyciami. Jej przeszłością, teraźniejszością.
Odzwierciedleniem tego co utraciłem, lub czego jeszcze nie przeżyłem. Tego co mogłoby być piękne, a także tego co piękne było. Miłości, przyjaźni. Wewnętrznego spokoju. Odkrywania świata.  Naznaczania go.
To bardzo edukacyjny film. Pozwala nam zrozumieć czym jest życie. Jakie powinno być i co powinniśmy robić aby przeżyć je jak najlepiej... Uczy życia w zgodzie z własnym ja. Odnalezienia siebie. Wejrzenia w głąb siebie. Jest nauką o samym sobie.
Jak dla mnie była to bardzo wartościowa lekcja.

czwartek, 30 września 2010

został wujkiem- na dzien dzień chłopaka

5 rano telefon. Szwagier dzwoni....
Cześć wujek, Twoja siostra urodziła!!
eeeee? co? kur... która godzina i kto se robi jaja.
Jeszcze kilka godzin wcześniej rozmiawiałem z Monią i luz.. nic nie zapowiadało by miesiąc przed czasem "Młoda" pchała się na świat. A tu jednak. I to jak zwykle w iście rekordowym czasie... 15 minut i po sprawie. Lena albo Hania przyszła na świat 30. września 2010 w dniu chłopaka. Gratuluję!!!!

poniedziałek, 27 września 2010

Beyonce live in Las Vegas



niewiarygodna!

Neil Barrett, Kris van Assche, Givenchy- best for ss 2011

1. Neil Barrett

2.Kriss Van Assche

3.Givenchy

Bottega Veneta ss 2011 women's collection

Piękne tkaniny i prostota. Jak dla mnie to jedna z najlepszych jak do tej pory kolekcja damska na sezon wiosna-lato 2011. Bardzo lekka i czysta. Jest to bardzo miejska kolekcja. Jednak mimo to bardzo luksusowa. Jedwabne garnitury, sukienki jakby nadmuchane powietrzem, skórzane spodnie i kamizelki. Do tego rewelacyjne torby, proste skórzane sandały oraz zamszowe botki. Szarość, beż, biel i czerń.... Perła.



środa, 22 września 2010

Chromeo-needy girl

tancereczka

Kurcze chyba dałem się ogólnonarodowemu trendowi związanemu z szerzeniem wśród ludu nauki tańca. W sumie nie to, że nie potrafię. Ale stwierdziłem ostatnio, że w ramach dbania o zad i zapobieganie wylewaniu się tłuszczu z okolic bioder i brzucha zacznę uprawiać jakiś sport. Na bieganie robi się trochę za zimno a siłownia od zawsze była moim wrogiem nr 1 stąd przyszedł pomysł na podszkolenie się w tym właśnie kierunku. W końcu szalejący jędrny zad na potańcówce zwabi nie jedną chętną istotę do wspólnego wymachiwania. A kto wie może z czasem gdy postępy będą bardziej widoczne udam się na casting do 50. edycji You Can Dance, albo 140. Tańca z Gwiazdami... Tylko jako kto?? Tancereczka?? :P
A tym czasem już się nie mogę doczekać mnie robiącego tak:

wtorek, 21 września 2010

poniedziałek, 20 września 2010

hurts- confide in me

Już trochę za mną ekscytacja zespołem Hurts. Mając w domu maniaka i product managera zespołu, już od jakiegoś roku słyszę jacy oni zajebiści i genialni. Co prawda to prawda. Rok temu byli... dziś już tak jakby trochę nie. Choć...
Ostatnio ten sam maniak puścił mi "Confide in me" wielki przebój Kylie w wykonaniu Hurts. I umarłem. Znów ekscytacja wróciła. Na nowo wróciły zeszłoroczne echy i achy. Na nowo odkrywam Hurts.

Givenchy, czyli paryska przesylks dotarla.

Przeperla!
Sent from my BlackBerry® wireless device

welkom back, czyli ssanie między dwunastnicą a jelitami

pełen sił i fantazji powraca. Po prawie a może nawet ponad rocznej przerwie powracam. Kilka dni temu ktoś mi zadał pytanie: "dlaczego już nie piszesz bloga? nie mam co czytać".
Dało mi to trochę do myślenia. Nie dlatego, że ludzie nie mają co czytać, tylko dlatego, że w ogóle ktoś jednak się tym interesował. Ktoś przeglądał.
Niekiedy są takie momenty w życiu, że porzucamy pewne rzeczy bo brakuje nam na nie czasu, albo aktualnie nam się znudziły. Ja miewam tak na przykład z jedzeniem. Miesiącami potrafię jeść bounty, dzień w dzień, aż pewnego dnia to samo bounty, które tak bardzo mi smakowało w czasie ostatnich kilku miesięcy, dziś w ogóle mi nie smakuje, wręcz odraża i wywołuje konwulsje w żołądku. I tak samo było z blogiem. Był pyszny przez 2 lata a potem nagle poczułem, że chyba wielkimi krokami nadchodzi z okolic dwunastnicy i jelit pan żyg! Wymiot pospolity.
Odłożyłem go na bok, na długo.
Dziś poczułem znów to ssanie. Chęć bloggerowania. Chęć dzielenia się pasją, życiem, poglądami.
Oby tylko było czym się dzielić. I oby znów wróciła mi chęć na bounty :)
welkom back

czwartek, 11 lutego 2010

Alexander McQueen nie żyje

Guru brytyjskiej mody nie żyje. Alexander McQueen popełnił samobójstwo jak donoszą brytyjskie źródła.
Jego śmierć nastąpiła kilka dni przed rozpoczęciem London Fashion Week i kilka tygodni przed rozpoczęciem Paris Fashion Week, gdzie miał 9 marca zaprezentować swoją najnowszą jesienno-zimową kolekcję. 
Na długo pozostanie w naszej pamięci jako człowiek, dla którego w modzie nie było rzeczy niemożliwych. Człowiek, na którego pokazy czekali wszyscy. Człowiek, którego kolekcje chciał mieć każdy.
"Najlepszy, najbardziej oryginalny", "zegarowa bomba pomysłów" "mistrz pastiszu" odszedł w wieku 40 lat.





środa, 10 lutego 2010

murphymiszel-fashionblog.blogspot.com

Już jest, już ruszył mój nowy blog me nowe dziecko! Tym razem dziecko wychowuje się modowo.
Polecam godnie!

wtorek, 9 lutego 2010

"TOTAL ECLIPSE OF THE HEART" for ARCHETYPE X Magazine- Issue #1


...czyli pierwszy 3D editorial
by Baldovino Barani
styled by Winton J.Dean
hair and make-up/ Uting Ke
Model/Yana Pova (Muse Model Management)
Shot on location at Shanghai Film Studios

czwartek, 4 lutego 2010

Hidetoshi Nakata







...to chyba jeden z nielicznych naprawdę przystojnych skośnookich mężczyzn.
Zawód: piłkarz;
Miejsce urodzenia: Japonia;
Rok urodzenia: 1977;

poniedziałek, 25 stycznia 2010

środa, 20 stycznia 2010

Fall/Winter 2010/2011 Review

Prada


Roberto Cavalli


D&G


Dolce & Gabbana



Versace


Alexander McQueen


Burberry

Spring Summer 2010 Womenswear Review

Kobiece TOP 10 sezonu Wiosna Lato 2010 w mojej subiektywnej ocenie:

1.Lanvin

jak zwykle- za caloksztalt!



2.Yves Saint Laurent

dla sylwetki nr3!



3.Valentino

za lekkosc i pastele!



4.Givenchy

za piękną muzykę, wzory i odrobinę dramatyzmu.




5.Prada

za buty i ręcznie malowane plaszcze, spódnice, bluzki...



6.Jil Sander

asymetria!!!




7.Chloe

za prostotę



8.Maison Martin Margiela

te kozaki i żakiety!!!



9.Alexander McQueen

buty!!! no i sam pokaz jak zawsze bardzo oryginalny!



10.Chanel

chodaki! będziecie to nosić tego lata!

Spring Summer 2010 Menswear Review

Oto moje subiektywne podsumowanie najlepszych TOP 10 kolekcji męskich na sezon Wiosna Lato 2010:

1. Luis Vuitton
Za wsystko. Kolory, torby, buty i najpiękniejszy skórzany plaszcz w ruym kolorze.



2. Lanvin
Oj.. wąsy, bufiaste rękawy, spodnie,buty.



3.Givenchy
najpięknisze dzety, które gdziekolwiek nie są robią wrażenie (zwlaszcza w koszulach), fantastyczne spodnie bufiaste oraz sandaly!!!



4.Yves Saint Laurent
lekosc i dzianiny!!! asymetria



5.Prada
nawet czern i szarosc latem moze byc boska! poszarpane szorty oraz wzory.



6. Kriss Van Assche
oh... sandaly, buty, dzianiny.. bjuti!!!



7.Rick Owens
buty!!!



8. Kenzo
za pokaz (jak zwykle) oraz piękną typową wiosnę.


9.Dries Van Noten
wzory, wzory, wzory!!!



10.Dior Homme
buty i dzianiny.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

"A single man" T. Ford



Tom Ford, legendarny projektant Gucciego, debiutuje w potrójnej roli: reżysera, scenarzysty i producenta. Połączenie ryzykowne, zwłaszcza znając czysto epikurejskie zapędy autora, ale Ford nawet przez chwilę nie pozwala zwątpić w swe umiejętności. "A Single Man" - historia profesora-geja, który zmaga się z bólem po stracie ukochanego partnera, to kino spektakularne, ale niespieszne, wręcz osobiste. Wstrzemięźliwa epika opiera się przede wszystkim na pieczołowicie rozplanowanych, surowych kadrach. To perfekcyjna, przypominająca ruchomy obraz ekspozycja, w której każdy kolor, dźwięk i słowo są na swoim miejscu. Tocząca się w latach 60-tych akcja uzupełnia ją o nieokreślony smutek, niepokój.
George (Colin Firth) jest zamożnym profesorem, którego ułożone życie przerywa śmierć długoletniego partnera (Matthew Goode). Nie mogąc odnaleźć się w nowej codzienności, George postanawia zakupić naboje do swego rewolweru. Fabuła rozrzucona została wokół pojedynczego dnia (nie licząc retrospekcji), który rozpoczyna od rytuału porannego (garderoba, śniadanie), a kończy na rytuale wieczornym (pedantycznie przygotowane samobójstwo). Czy pomiędzy tymi dwoma aktami wydarzy się coś, co zmusi George'a do zmiany decyzji? Ford konfrontuje swego bohatera ze znaną, jak i zupełnie nową rzeczywistością: pogawędka z przyjaciółką Charlotte (Julianne Moore), fascynacja nowym studentem, spontanicznie napotkany nieznajomy. (ifo: Stopklatka)

środa, 13 stycznia 2010

Zmuszony do "Rewersu"


W końcu się zmusiłem do obejrzenia filmu "Rewers" B. Lankosza. Pytanie dlaczego dopiero teraz i dlaczego wcześniej się broniłem? Oczywiście ze względu na M. Dorocińskiego. Jakoś nie przekonują mnie filmy, w których ciągle gra jeden i ten sam aktor, lansowany przez wszystkich na okrągło. I nie jest to kwestia talentu, bo nie mnie go oceniać. To chyba raczej kwestia komercyjności... No ale nie o tym mowa. Poza tym, nie do końca przemawiają do mnie filmy stylizowane. W tym przypadku przenosimy się w lata 50. XX wieku wiec jakby nie było film czarno-biały. Uuuuuu...ciężko!
"Zmuszony"przez Maćka z lekko sceptycznym podejściem zasiadłem w poniedziałek przed telewizorem.
Półtorej godziny później wstałem lekko poirytowany. Dlaczego reżyser tak spieprzył zakończenie?? Dlaczego na końcu pojawia się z przysłowiowej "dupy" utwór Niny Simon?? Mimo to niewiarygodnie interesujący a co najważniejsze wciągający. Kompletny, osadzony w temacie od początku do końca. Lekko nie obliczalny a zarazem zabawny. Świetny pomysł i dobre wykonanie. Chwilami lekko amerykański (np. wątek gejowski). I co najważniejsze (dla mnie) z drugoplanowym, mimo wszystko, udziałem M. Doroszyńskiego. Uffff... Dziękujemy Ci Maćku za "zmuszanie". Niekiedy jak widać jest konieczne!!

Lissi na lodzie

Co za film. Tak glupi, że aż fajny.

wtorek, 12 stycznia 2010

"Avatar" - Magia w 3D


Troche sceptycznie podchodziłem do tego pomysłu. 22:30 "Avatar" w IMAXie. Juz widziałem siebie około północy- ziewającego i przymykającego jedno oko. Ponad 160 minut filmu science fiction.... grrrrr.... to zdecydowanie nie dla mnie, pomyślałem.
Nic bardziej mylnego.
Wraz z momentem rozpoczęcia filmu, wiedziałem, ze "Avatar" na długo pozostanie w mojej głowie. Bajecznie niezwykły świat, w którym zyją "niebiescy" ukazany przez J. Camerona jest czymś w rodzaju odskoczni. Pozwala nam przenieść się do zupełnie innego, nierealnego z pozoru świata. Dzięki fantastycznym efektom specjalnym oraz wykorzystaniu okularów 3D ten nierealny świat staje się prawdziwy. Siedząć w kinowych fotelach, aż się chce przejść przez ekran, stać się częścią tej niezwykle pasjonującej przyrody. Nie mnie oceniać kunszt reżyserski oraz pracę aktorską. Jako widz siedzący w kinie zawsze oczekuję zaciekawienia, poruszenia, wstrząsu. Chcę uczestniczyć w filmie, chce czuć sie jego częścią, chce utożsamiać się z bohaterami oraz światem, w którym egzystują. Tak właśnie było podczas oglądania "Avatara". W ciągu tych 160 minut przeniosł mnie do innego świata. Świata, w którym są lepsi i gorsi, jedni walczą z drugimi a na końcu jak zwykle dobro zwycięża zło. Oczywiście scenariusz jak inne, jednak ten film dzięki tym właśnie efektom specjalnym staje się magiczny, niezwykły. I co najważniejsze przez cały czas trwania trzyma w napięciu.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Bloc Party - "Signs"

bajeczna Sri Lanka















Tak jak rok temu także i te święta chciałem spędzić poza domem. Gdzieś daleko. Tym razem jeszcze bardziej chciałem odpocząć. Po odejściu z pracy popadłem w lekką nostalgię. Nic mi się nie udawało, nic mi się nie chciało. Marazm postanowiłem okiełznać właśnie wyjazdem. Długo się nie zastanawialiśmy gdzie wyjechać. Rok temu była to Ameryka Południowa, więc w tym roku przyszedł czas na drugą półkulę. Azja. Musiała to być wyspa, a że Malediwy stały się lekko przy drogie po odejściu z pracy, wybór padł na Sri Lankę. 9-dniowy wyjazd miał w sam raz pomóc odreagować po zakończonej współpracy. Nie myliłem się, no może co do ilości dni- lekko za krótko- cały pobyt spędziliśmy na zwiedzaniu, więc na byczenie się na plazy mieliśmy zaledwie 2 dni... buu... Sri Lankę należy zwiedzić aby poznać jej prawdziwy charakter. Brudno, tłoczno a zarazem malowniczo zielono. Wszyscy mieszkańcy uśmiechnięci, pomocni i chętni do pokazania nawet najmniejszych zakamarków wyspy. Oczywiście odbywa się to za drobną materialną pomocą. Ze względu na dużą biedę Lankijczycy zrobią wszystko byle by zarobić (nawet sprzedadzą zerwany w hotelowym ogrodzie aloes :P). Mimo to są bardzo sympatyczni. Oprócz pięknych krajobrazów oraz świątyń należy pamiętać o pięknych plażach, które naprawdę zapierają dech w piersi, zwłaszcza podczas zachodu słońca! Pyszne jedzenie, upał oraz mało polskich turystów... czego chcieć więcej?
Kiedyś na pewno tam powrócę. Też na kilka dni. A stamtąd... Malediwy... zaledwie godzina lotu z Colombo!!!